Jeden letni dzień
Lato w pełni. Nad Biebrzą słońce, słońce i jeszcze raz słońce. Choć powietrze nadal chłodne i nocami temperatura spada nawet do 5 stopni. Pogoda jest więc wymarzona do obserwacji ptaków szponiastych - idealnie czyste niebo, wiatr, prądy powietrza, przejrzystość i ciepło, pozwalające samicom pozostawić podrośniętą młodzież na gnieździe i rozprostować kości. Wszystko to sprawia, że w niektórych miejscach aż trudno nadążyć za obserwowaniem tych pięknych ptaków. Nie sposób pominąć też i jednego, ważnego faktu - rozpoczęły się sianokosy. A do tego jakoś częściej w tym roku widuje się młode, zeszłoroczne ptaki.
Susza sprawia, że maszynami można wjechać praktycznie wszędzie, co rusz też nowe łąki stają się suto zastawionym stołem. Maszyny bowiem zabijają wszystko, co na nich żyje, a to, co przeżyje, nie ma się gdzie ukryć, stając się łatwym łupem dla bocianów, orlików, jak i wron, kruków czy kawek. Ten pozorny dobrobyt nie jest jednak niczym pozytywnym, wyżerka trwa bowiem kilka, kilkanaście godzin po skoszeniu. Potem łąka staje się pustkowiem, w którym przez tygodnie schronienia i miejsca do życia nie znajdzie żaden większy organizm. Na szczęście rozległe biebrzańskie tereny oferują nie tylko uprawne łąki i w dzikszych miejscach życie może toczyć się swoim spokojnym, naturalnym trybem.
Trudno jest więc powiedzieć, na ile sianokosy pomagają ptakom szponiastym. Jedno, co można powiedzieć ze 100% pewnością to fakt, że przyciągają one ptaki nawet z odległych rewirów. Dla nas, miłośników, stwarza to niepowtarzalną okazję do podziwiania ich z bliższej odległości, zajęte bowiem wypatrywaniem zdobyczy ptaki często obojętne zostają na obecność człowieka, szczególnie siedzącego w swojej przedziwnej maszynie. Niestety susza ma też wpływ na populację orlików. W tym roku zdecydowana ich większość to orliki krzykliwe. Co znamienne, gatunek ten pojawia się w miejscach, które dotychczas zdawały się odpowiadać jedynie ich grubodziobym kuzynom. Takim miejscem stają się niestety Grzędy, takim miejscem w tym roku są przesuszone bagna, które podziwiać można z Wilczej Góry. Dodatkowym czynnikiem jest w tych dwóch miejscach również ruch turytyczny, faworyzujący mniej płochliwe orliki krzykliwe.
Jak piękny może być jeden dzień spędzony nad Biebrzą przekonałem się kilka dni temu. Poniżej zamieszczam więc niewielką fotorelację. Dzień rozpoczął się rankiem od spotkania z trzema orlikami na jednej ze skoszonych łąk. Szybko jednak okazało się, że nie tylko skrzydlate stworzenia szukają pożywienia w takich miejscach, przed samochodem bowiem pojawił się młody wilk. Niestety jego czujność znów wygrała z moją szybkością, dlatego spotkania tego nie udało się uwiecznić. Wynagrodziły mi to orliki, przez następne 5 godzin stwarzając wiele okazji do fotografowania i napawania się ich obecnością. A gdy już dość było zdjęć, podziwiania i upału, orliki zgotowały jeszcze jedną niespodziankę. Rzecz rozegrała się na koszonej właśnie łące, na którą zlądował orlik krzykliwy. Postanowiłem się do niego zbliżyć, co udało się na odległość 30 metrów. Ptak na tyle nie robił sobie nic z mojej obecności, że zaczął polować na piechotę, przybliżając się do mnie na 20 metrów. Uszczęśliwiony pstrykałem w oniemieniu, orlika natomiast zainteresowało wyraźnie coś w górze. Spoglądał tam co chwila, spojrzałem więc i ja. Oczy rozszerzyły mi się dość znacznie, okazało się bowiem, że z góry spada drugi orlik krzykliwy. Była to samica, niezwykle urokliwa, na której to widok samiec odsunął się pozostawiając jej upolowaną właśnie zdobycz. Ta została przyjęta i skonsumowana. Wszystko to działo się zaledwie 20 metrów ode mnie, mogłem więc w spokoju przyjrzeć się parze. Jasno było widać, że u orlików, podobnie jak u ludzi, samice stanowią tą piękniejszą połowę. W przeciwieństwie jednak do ludzi samice orlików gustują w mniejszych od siebie partnerach. I jak widać na ich przykładzie, mniejszy z większą też sobie znakomicie daje radę. Para pozostała jeszcze chwilę obok siebie i dopiero nadjeżdżający ciągnik, który zatoczył właśnie kosiarką swoje kółko sprawił, że samiec odleciał, a samica przefrunęła kilkanaście metrów dalej.
I tak minął kolejny, nudny letni dzień nad Biebrzą.